wtorek, 17 kwietnia 2012

„O księciu, który nie zatrzymał swojej księżniczki”.

deviantart.com
Chciano za szczęściem rozpisać listy gończe, ale nikt nie umiał podać rysopisu.

            Szedł alejką parkową wyłożoną szarymi kamykami z rękoma głęboko włożonymi w kieszeniach jeansów. Tego dnia nad Wiśniewem wisiały leniwie szare chmury zwiastując nie małą ulewę. Poprawił puchaty kaptur kurtki. Zimny wiatr okalał jego twarz, a czarne, zbyt długie kosmyki włosów tańczyły na wietrze. Już od kilku tygodni wmawiał sobie, że w końcu pójdzie do fryzjera i jak dotąd daleko nie zaszedł, a czupryna ciągle rosła. Martyna, jego młodsza siostra, śmiała się, że niedługo będzie mu zaplatać  warkoczyki.
            Potrzasnął nieznacznie głową czując przeszywające go zimno. Sam nie wiedział, co go skłoniło do tego spaceru, bo inni w przeciwieństwie do niego chcieli jak najszybciej znaleźć się w swoich ciepłych domostwach.
            Nadchodziła zima i pewnie dlatego park był prawie opustoszały. Kolorowe liście już dawno straciły swoje barwy, wszystko stało się takie szare. Dlaczego prawie? Ponieważ poza nim i dziewczyną o brązowych włosach na ławce, nikogo nie spostrzegł. I pewnie nic by w jej osobie nie było dziwnego, gdyby nie czytała książki. Nic specjalnego, ot dziewczyna czytająca książkę, tylko na Boga! za moment będzie lało. Bądź, co bądź, ale on nawet za milion złotych i dom nad morzem nie chciałby w taką pogodę czytać. A ona? Siedziała tam tak po prostu, jakby świat przestał istnieć i przekładała kolejne stronnice. Nie umiał tego pojąć.
             Westchnął cicho, gdy podniosła na niego wzrok. Byli oddaleni od siebie o jakieś dziesięć, może mniej metrów, a dokładnie widział jej delikatny uśmiech. A może to jego wyobraźnia płata mu figla? Dziewczyna poprawiła zbyt długą grzywkę, która wchodziła jej w oczy i wróciła do czytania. Miał ogromną ochotę podejść do niej i zagadać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. W takim momencie bunt na pokładzie, tak nie mogło być! Wbił w nią wzrok i z uporem maniaka patrzył się. Nie wiedział czemu, ale coś z wielkim hukiem wpadło mu do żołądka. Kilka długich sekund, które jemu zdawały się być pięknym snem, obserwował jak czyta. Analizował jej twarz, każdy uśmiech, który ofiarowała książce, każdy ruch brwi został przez niego zarejestrowany. W tej samej chwili toczył walkę z samym sobą. I gdy nareszcie postanowił podejść, ona jakby to wyczuła, wstała i odeszła. W akcie desperacji przyłożył sobie otwartą dłonią w czoło i biegiem ruszył za nią. Niestety, gdy dobiegł do bramy nie było po niej śladu, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zawiedziony zawrócił w stronę swojego domu, a gdy mijał ową ławkę zauważył pozostawioną na niej książkę. Usiadł na moment i wziął ją. Z zaciekawieniem spojrzał na stronę tytułową. Była to baśń Braci Grimm – Kopciuszek. Zmarszczył brwi, bo znał tę historię na pamięć jak chyba każdy od małego. Otworzył na pierwszej stronie, gdzie widniał ręcznie wykonany napis o złotym kolorze:
„Ona miała proste zadanie, zgubić pantofelek i zniknąć nim wybije północ. On zaś za sprawą tego pantofelka musiał odnaleźć miłość swojego życia. A ty? Co zrobisz z moim pantofelkiem?”
Aneta.
             Przez chwilę wpatrywał się z niedowierzaniem w napis. Czy to było zaplanowane? A może to jakiś głupi żart jego kolegów? Podrapał się po głowie.
            Za okładką znalazł jej fotografię. Wystarczyło spojrzeć w jej oczy, aby zatonąć w ich lazurowym odcieniu. Nie to nie może być dowcip! Serce mówiło mu, że to musi być to. Musiał ją odnaleźć. Z rozmachem wstał i wepchnął książkę do swojej torby. W tym samym momencie wielka kropla spadła na jego dłoń. Z zainteresowaniem spojrzał w niebo, a wtedy rozpadało się na dobre. Szybko założył kaptur i biegiem wrócił do domu.
            Przez kilka kolejnych dni chodził po mieście i pokazywał przechodniom jej zdjęcie dodając od siebie szczegółowy opis jej wyglądu tamtego dnia. Jednak nikt nie rozpoznawał dziewczyny z parku. Jakby nigdy nie istniała, a może to była przejezdna? Jeśli tak to szansa, że spotka ją ponownie była nikła. Koledzy, po tym jak powiedział im o niej, zaczęli się z niego naśmiewać, że wymyślił sobie dziewczynę.

            Tego dnia szedł ze znajomymi na miasto, ulice pokrył biały puch. W planach był wypad na miejskie lodowisko, ale lodowisko pozostało w planach, bo właśnie przechodzili obok parku, w którym dwa tygodnie temu widział Anetę. Aż ustał ze zdziwienia, gdy dojrzał ją na teraz już ich wspólnej ławce. Przez te czternaście ostatnich dni przychodził tutaj dzień dnia, czekając.
- Uwaga, Rafał znowu widzi swoją dziewczynę – zaśmiał się jeden z kolegów i rzucił w chłopaka śnieżką.
- A żebyś wiedział – uśmiechnął się zawadiacko, strzepując z kurtki śnieg. – Spotkamy się potem – rzucił na odchodne i biegiem ruszył do parku. W mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość. Będąc naprawdę blisko zwolnił, łapiąc oddech i poprawiając rozwiane włosy.  Z torby wyjął książkę, którą stale ze sobą nosił.
- Dlaczego „Kopciuszek”, a nie dajmy na to „Romeo i Julia”? – Zapytał, a gdy ta się odwróciła ugryzł się w język. – Przepraszam.
- Bo ich miłość była zakazana – szepnęła.
- Umrzeć za miłość to piękna rzecz – wyciągną książkę w jej stronę. – Tak bynajmniej mówił polonista – zaśmiał się.
- Zbyt skomplikowane jak na ten świat. Rzeczy proste są równie piękne, chyba to też ci powiedział – zamrugała powiekami i z zaciekawieniem zajrzała w zieleń jego oczu. – Znalazłeś więc jest Twoja – dodała po chwili.
- A co z właścicielką? – zapytał zawadiacko. – O, bardzo przepraszam nie przedstawiłem się. Rafał jestem – wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Miło poznać – odwzajemniła gest i obdarzyła go najpiękniejszym z widzianych dotąd przez niego uśmiechów.
- Mogę się dosiąść? – zapytał nieśmiało.
- Skoro znalazłeś książkę to znalazłeś też i klucz – mruknęła robiąc mu miejsce. Usiadł i zapadła cisza przerywała skrzypieniem śniegu pod butami przechodniów.
- I co teraz?
- Nie wiem, może za moment uciekniesz, tak jak wszyscy, bo przez grzeczność chciałeś oddać cudzą własność. – Wzruszyła ramionami. – Nie wiem.
- A i owszem, mógłbym, ale chyba przymarzłem do tej ławki – próbował wstać. – Jakiego kleju użyłaś – „Miłość przyklei cię do dziewczyny”? – zapytał śmiesznie marszcząc brwi, a ona zaśmiała się głośno.
- Uparty jesteś, ale to dobrze – coś nas łączy. – Strzeliła mu prztyczka w nos. Jej ciemna grzywka zakryła lazurowe oczy. Zawsze marzyła o spotkaniu księcia, ale nigdy nie wiedziała, że to będzie równie proste jak i niesamowicie trudne. Do tej pory spotykała samych idiotów, którzy myśleli, że jest pierwszą lepszą laską, która jest gotowa pójść z nimi do łóżka. On wydawał się jej inny. Spojrzała na niego ukradkiem i wiedziała, że to on.
________________________________________
Chyba zbyt dużo bajek co? Nie skończony fragment... To kiedyś był prolog do większej historii, okazało się że prolog jest ciekawszy niż reszta :)


1 komentarze: